Ścieżki, którymi chadzam
 



Czasami fajnie jest się trochę oderwać, zostawić wszystko i wszystkich i pnąc się w górę kropić ścieżkę trudem czoła. Można odnieść wrażenie, że wraz z tym potem, wychodzą też codzienne troski i zmartwienia. Nie od razu. Najpierw opornie, gdzieś się gromadzą jakby czekając na najlepszy moment. Ale wraz z intensywnością wysiłku łatwiej wychodzą z człowieka. Może po prostu idąc tak w samotności, często będąc przygnieciony ciężkim plecakiem, ma się czas na przemyślenia. Czas, którego brakuje w codziennym zgiełku.
 


 

Początek szlaku zawsze jest pełen drobnej gorączki. Już chce być wysoko w głuszy lasu, więc z ochotą wchłaniam kolejne trudne nieraz metry, myśląc tylko o drodze, która mnie czeka. Kiedy droga owa, pochłania mnie całkowicie i nie widać, a czasem i nie słychać ludzkich osad, wtedy właśnie zaczyna się to co lubię w samotnej wędrówce. Zaczynam być sam. Nie samotny, ale sam. Można przemyśleć wiele rzeczy. Łatwiej jakoś przychodzą rozwiązania trudnych spraw. Może to dzięki panującej wokół ciszy. Ta cisza to tylko taka pozorna, bo przecież czasem wieje wiatr i rozkołysane drzewa i trawy szumią tworząc tło do świergotu ptaków. Czasem szumi strumyk. Bywa, że ta cisza jest naprawdę głośna. Na codzienne kłopoty nie ma tu miejsca. One jakby same uchodzą.
Są jednak takie dni, kiedy potrzebne jest na szlaku towarzystwo. Nie szukam go jednak w przygodnie spotkanych turystach. Zabieram ze sobą najbliższych. Obserwuję i patrzę uważnie czy dobrze idą, czy nie wybierają złych przejść. Jeśli tak się dzieje radzę, którędy lepiej przejść. Patrzę jak sobie radzą. Kiedy dochodzimy do ciekawego miejsca, albo kulminacji z szerokim widokiem miewam niesamowite uczucie dumy. Nasze oczy jednakowo ogarniają okoliczne szczyty, stojąc gdzieś na polanie czy na przełęczy, pragnąc więcej i więcej... a w oczach naszych błyska iskierka. Cały trud wart jest jednej takiej chwili. Miewam czasem takie właśnie chwile: Kiedy Asia zatopi na długo wzrok po dalekich szczytach, albo Ewa stoi wpatrzona w dolinę jakby zgadując co też tam może być. Nawet Emilka mając tylko cztery latka i wielki masyw Mięguszowicki nad głową z otwartym dziobkiem i zmrużonymi oczami obserwuje skalną ścianę długo i długo... że bez problemu ustawiam właściwie parametry w aparacie i robię kilka świetnych fotek tej małej istocie wśród skalnego rumoszu. To dla takich chwil warto rano wstać i wyjść na leśną ścieżkę. To takie chwile porywają nas na kolejne wędrówki. Wtedy góry kocha się najbardziej. Może kiedyś wejdziemy na szczyt. Pokażę naszym dzieciom ścieżki, których sam jeszcze nie znam. Może będą znajdowały w nich spokój i ciszę, którą ja znajduję. A może to one zabiorą mnie kiedyś na swoją ścieżkę, swój szlak, żeby pokazać to co same odkryły, albo same chcą odkryć. Może...
 

 
  Stronę odwiedziło już 60732 odwiedzających.  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja