Żar
 



Czasami, aby „zarazić" dzieciaki górami trzeba się wybrać na wycieczkę nieco odmienną niż dotychczasowe wypady w bezkresne szczyty i doliny górskimi szlakami.

Tak więc, postanowiliśmy pokazać im Żar od strony zwykłego turysty, po to aby zobaczyły piękno naszego beskidu i coś jeszcze...

Najpierw trzeba było podjechać samochodem na parking w pobliżu dolnej stacji kolejki szynowej. Drogę w Międzybrodziu znam dość dobrze i wiem, że nie ma tu miejsca dla „mistrzów kierownicy". Sporo zdradliwych zacieśniających zakrętów potrafi przysporzyć niektórym kierowcom niemało kłopotu z płynnym pokonaniem tego odcinka drogi. My dotarliśmy bez kłopotu pod samą stację kolejki. Tu miny dzieciaków rozbłysnęły szerokim uśmiechem. O pieszym wejściu na górę trzeba było zapomnieć. Już o niczym nie mówiły tylko o tym, że chcą jechać „pociągiem".

Bileciki i wejście na peron. Można było się spodziewać, że Emilka będzie pierwsza w wagoniku, ale kiedy okazało się, że wagoniki stoją „krzywo" już nie było tak wesoło. Po chwili jednak dziewczynki już bez większego skrępowania zwiedzały prawie każdy przedział. Ludzi jeszcze nie było więc mogły sobie swobodnie pozaglądać w każdy kąt stacji. Zajęliśmy miejsca w pierwszej kabinie tuż za motorniczym składu. Tu będzie dobrze widać całą trasę przejazdu. Kiedy zaczęły pracować wentylatory silników na twarzach dzieci znów można było zauważyć jakiś cień niepewności. Ruszamy w górę. Ewa miała nieco lepszy punkt widokowy ze względu na swój wzrost, więc trzeba było Emilię wziąć na ręce.

Na szczycie okazało się niestety, że niedzielne przedpołudnie oprócz nas jeszcze kilkaset innych turystów postanowiło spędzić właśnie tu.

Ale co tam. Emilka dumnie „taszcząc" malutki plecaczek kupiony specjalnie dla niej po to tylko, żeby czasem do niego włożyć nie zawsze potrzebną rzecz, kroczyła przed siebie nie wiedząc pewnie dokąd. Za nią Ewa trochę podśmiechując się, bo przecież ona już z nami była na prawdziwej wycieczce górskiej, z prawdziwym plecakiem i w prawdziwych butach „terenowych".

Szczyt Żaru jest dość gęsto zagospodarowany przez współczesnego człowieka. Okazała górna stacja połączona z restauracją zajmują znaczną część szczytu, obok wieża z obserwatorium meteo no i potężny zbiornik wodny będący znakiem rozpoznawczym tej góry. Krótki spacer pomiędzy tymi obiektami zaowocował stratą dwudziestu kilku złotych w sklepiku z pamiątkami, ale to było wliczone w ryzyko zwiedzania takiego obiektu z dziećmi.

Na miejscu okazało się, że dziś właśnie rozegrane zostaną zawody paralotniarskie, co znacznie uatrakcyjniło naszą wycieczkę. Zajęliśmy zatem wygodne miejsce na północnym zboczu gdzie większość zawodników rozłożyło swój ekwipunek.

W oczekiwaniu na start można było podziwiać widok na przeciwległą Hrobaczą Łąkę gdzie schronisko do niedawna prowadzili księża. W dole zbiornik i miasteczko Porąbka. Tamę z elektrownią wodną przysłania niżej położony szczyt Obłaz.

Gdzieś daleko na horyzoncie ginące w delikatnym zamgleniu miasta śląskie z kominami,

a nawet szybem jednej z bliżej położonych kopalń nie pozwalały do końca zapomnieć o szarówie codziennego dnia. Ale teraz najważniejsze było zadowolenie dzieciaków, a to widać było na ich twarzach mimo, że nie pozwoliliśmy na zjazd letnim torem saneczkowym (głównie ze względu na niską relację ceny do jakości i długości trasy na tym obiekcie).

Ponad naszymi głowami raz po raz przelatywał cicho szybowiec, na widok którego dziewczynki otwierały buzie. Czasem instruktor pozwalał pilotowi przelecieć tak nisko nad stokiem, że wyraźnie słychać było świst skrzydeł przecinających powietrze. W takim momencie dopiero dało się odczuć wielkość tego wehikułu.

Wreszcie wystartował pierwszy lotnik na paralotni. I tak co kilka minut następny i następny... Ze dwie setki ludzi podobnie jak my rozlokowani na szczycie i w jego pobliżu obserwowało zmagania zawodników. Grafika niektórych czasz była naprawdę imponująca. Mnie osobiście najbardziej przypadła do gustu ta z „cityboard media" z wielkim okiem i jeszcze inna z reklamą 2KC.

To ciekawe ile czasu spędziliśmy na obserwacji tych zawodów i to baz marudzenia ze strony dzieci.

W planach mieliśmy jeszcze niedługi pobyt w bezpośredniej bliskości wody dlatego czas było wrócić na parking i znaleźć odpowiednie miejsce. Kilka kilometrów od Międzybrodzia, gdzieś w pobliżu Porąbki po zachodniej stronie Soły znaleźliśmy ciekawe miejsce na krótki odpoczynek nad wodą. To było ujście Wielkiej Puszczy. Niewielkie rozszerzenie z bardzo kamienistym jak przystało na górski potok dnem pozwalało rozłożyć się np. na leżaku i zamoczyć nogi w rześkim strumyku. My leżaków nie mieliśmy co okupiliśmy nieco odciskami od kamieni, na których rozłożony był nasz koc, ale i tak było przyjemnie. Nasze dziewczynki mogły tu trochę pobrykać choć o kąpieli w głębszej wodzie nie było mowy.
Dzień chylił się już ku wieczorowi i większość ludzi już opuściło to miejsce. My też musieliśmy wracać przekonani o dobrze wypełnionym dniu.

 
  Stronę odwiedziło już 60549 odwiedzających.  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja